poniedziałek, 18 lipca 2016

The hard way

Thank you for the comments. I do appreciate them.

Today it's going to be a post with a lesson. 
I got up early morning yesterday. 6 a.m. on Sunday!!! I wanted to work on a few more pale pink roses for the last arrangement. And I wanted to do it before my girls wake up. You know... emptu kitchen, peace, quiet, coffee...
Till 8 a.m. I managed to make three roses and decided to put them into the oven. The plan was to bake them for 20 minutes, take a shower at that time and as soon as they're ready turn the heat up and bake some red currant crumble for breakfast for my kids. They looove it.
Well, everything went smoothly. The flowers were 'blooming' in the oven, the shower was long and relaxing, the fruit for the crumble was nicely carmelized... And then I realized I set the temperature for 180 degrees!!! I baked fimo in the temperature for the cake! Silly me. Why do I never think of what I'm doing at present but chase something in my head???
So what's the lesson, tell me :)

Dzięki za komentarze. Bardzo mnie zawsze cieszą.

Dzisiaj post z morałem będzie.
Wczoraj była niedziela. Wstałam sobie wcześnie rano, o 6.00. Chciałam zrobić jeszcze kilka jasnych różowych kwiatów do tego bukietu, który Wam ostatnio pokazałam. Znacie to... pusta kuchnia, dzieci jeszcze śpią, spokój, cisza, kawa...
Do 8.00 udało mi się zrobić trzy róże więc stwierdziłam, że czas wstawić je do piekarnika. Plan był taki, żeby potrzymać je tam przez 20 minut, w tym czasie wziąć prysznic, potem podkręcić temperaturę i upiec dla dzieci kruszonkę z porzeczkami na śniadanko. Lubią bardzo!!!
Wszystko szło dobrze. Kwiatki 'kwitły' w piecu, prysznic był długi i przyjemny, porzeczki pięknie skarmelizowane czekały na swoją olej. Aż nagle uświadomiłam sobie, że ustawiłam piekarnik na 180 stopni!!! Upiekłam fimo w temperaturze na ciasto! Ale niefajnie. dlaczego nigdy nie myślę o tym, co akurat robię, tylo ciągle gonię gdzieś myślami???
No, to kto mi powie, co to za morał?







6 komentarzy:

  1. E tam, zawsze szukaj dobrej strony, przecież mogłaś tam mieć nie trzy róże, a trzydzieści :)

    OdpowiedzUsuń
  2. О! Ваши прекрасные розы! Как мне жалко, что погибли ваши прекрасные розы! Не расстраивайтесь. Плохое всегда уходит.
    Татьяна

    OdpowiedzUsuń
  3. Też mi się to przydarzyło, akurat wtedy, gdy miałam urodziny i spaliłam najlepsze prace jakie zrobiłam w życiu. Jeśli masz ochotę poczytać, to zapraszam.http://dressedbyjewelery.blogspot.com/2016/02/najbardziej-prywatny-post-o-mojej.html To nauczyło mnie jednej ważnej rzeczy- jeśli ci na czymś zależy rób to dokładnie i z uwagą. I Zgadzam się z Szarą Sową, dobrze, że to tylko trzy różyczki, choć dla modeliniarek ilość nie ma znaczenia hehehe

    OdpowiedzUsuń
  4. Las flores son bonitas, pero la comida es impresionante.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oh my!!!
    Well,.... at least your crumble turned out right! ;P

    elizabeth

    OdpowiedzUsuń
  6. Och... szkoda, ale tak jak powyżej skomentowano: szczęście, że to tylko trzy :-(

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...